Wydarzeniem artystycznym uwieńczonym niekwestionowanym sukcesem mogę nazwać lubelską adaptację rock opery „Jesus Christ Superstar” autorstwa Andrew Lloyd Webbera (muzyka) i Tima Rice’a (libretto). Spektakl przedstawiający ostatnie dni życia Jezusa, opowiedziane językiem rock opery. Językiem będącym połączeniem symfonicznego brzmienia opery z magnetyczną mocą i energią rocka.Ten legendarny musical, miał premierę w 1971 r. na Broadwayu i szybko stał się światowym hitem wchodząc tym samym do kanonu największych osiągnięć światowego teatru muzycznego. Dla młodej jeszcze Opery Lubelskiej był nie byle jakim wyzwaniem. Z nieukrywana satysfakcją stwierdzam, że Opera Lubelska wyzwaniu sprostała. Przekonały o tym premierowe spektakle.
Rock opera „Jesus Christ Superstar”, wzbudziła pozytywne emocje. Były owacje na stojąco. Były wzruszenia. Komu je lubelska adaptacja rock opery zawdzięcza? Na pewno wykonawcom w tym najszerszym tego słowa znaczeniu.
Opera Lubelska, przede wszystkim, fortunnie sięgnęła po już sprawdzonego przez siebie w boju (Tosca) reżysera. Tomasz Man w zamian sprezentował naszemu środowisku autorsko uwspółcześnioną wersję musicalu z polskim librettem autorstwa Wojcecha Młynarskiergo i Piotra Szymanowskiego. Stało się to w jakże stosownym czasie, tuż przed Palmową Niedzielą i początkiem Wielkiego Tygodnia. Nic dodać , nic ująć!
W lubelskiej adaptacji rock opery, zgodnie z przemyślanym zamierzeniem Tomasza Mana, ważnym bohaterem spektaklu staje się tłum najpierw kochający Jezusa, a później go krzyżujący. W lubelskiej inscenizacji jawi się on z typowym dla współczesnego świata szumem medialnym, reklamami, newsami, paskami informacyjnymi, ludźmi z komórkami, youtubami, tiktokami, dziennikarzami z kamerami. W tym gronie Jezus jawi się niczym gwiazda współczesnego rocka. Chłopak w bluzie. Tak wykreował go w lubelskim musicalu reżyser Tomasz Man.
Ideą główną reżysera było przekazanie myśli, jaką pozostawił Chrystus – ” miłować nieprzyjaciół , kochać „. Trzeba przyznać hippisowskie „Lave and peace” mocno wybrzmiało w lubelskim spektaklu..
Równie mocno wybrzmiała muzyka. Niezwykle ważna w tym musicalu. Już pierwsze dźwięki zapowiadają nie lada ucztę dla melomana. Składa się na nią bowiem swoisty melanż orkiestry symfonicznej z gitarami, bębnami i perkusją pozwalający uzyskać brzmienie rockowe. Nad tak skomplikowanym materiałem muzycznym mistrzowsko zapanował dyrygent Ruben Silwa.
Nim powiem o pierwszoplanowych artystach, nie mogę pominąć roli równie ważnych dla lubelskiego wydania rock opery realizatorów . Oni ten spektakl uczynili doskonalszym, tworząc dla niego efektowną oprawę.
Brawa należą się zatem choreografce – Iwonie Runowskiej i autorce scenografii – Anetcie Piekarskiej-Man. Słowa uznania Małgorzacie Papiewskiej i jej asystence Magdalenie Litwin za przygotowanie chóru dziecięco młodzieżowego. Ba, chór, chóry już jako całość odegrały w tym rockowym musicalu bardzo istotną brzmieniowo rolę. Zbierały rzęsiste brawa!
Dali też z siebie wszystko, co najlepsze tancerze. Pozostali realizatorzy rock opery. Os światła i dźwięku.
No i teraz kąsek najsmaczniejszy – artyści. Osobiście, pozostaję pod nieprzemijającym wrażeniem brawurowego od początku do końca wokalnie i aktorsko Adama Pstrowskiego. Odtwórcy jakże niewdzięcznej roli Judasza.
W drugiej części spektaklu przekonał mnie też do siebie odtwórca roli Jezusa – Marcin Zagrodnik. Sceny finalne były mistrzowskie!W rolę Marii Magdaleny wokalnie i aktorsko wcieliła się Magdalena Łoś – Wojcieszek.
Oklaskami równie spontanicznie publiczność nagradzała pozostałych artystów. Tomasza Raka – Poncjusz Piłat, Dariusza Machaja – Kajfasz, Karola Gronka – Annasz, Arkadiusza Borzdyńskiego – Szymon Zelota , Kamila Dominika – Król Herod oraz Michała Dudkowskiego – Piotr. Piszę o artystach , którzy zaistnieli w niedzielnej premierze.
W tym zacnym gronie, w moim odczuciu, na podwójne brawa zasługiwał odtwórca roli Poncjusza Piłata, Tomasz Rak.
Po tak porywającym hauście muzycznych doznań pragnę już tylko gorąco zachęcić do obejrzenia rock opery „Jesus Christ Superstar” . Jednocześnie, Operze Lubelskiej z całego serca pogratulować kolejnego sukcesu! To, Moi Drodzy, skłania do wypicia szampana!
Tekst: Grażyna Hryniewska
Foto: Z archiwum Opery Lubelskiej
PS. Mnie, marzy się jeszcze tylko publiczność premierowa taka sprzed lat. Elegancka, odświętna z szacunku dla sztuki!