Spiesznie dodam z Marsa Alam , chociaż tam akurat gdzie łapałam oddech na cały 2015 rok krajobrazowo było równie kosmicznie. Hotel w otoczeniu rafy koralowej Morza Czerwonego i pustyni, zero okolicznej tzw. cywilizacji poza portem lotniczym i jachtowym Ghalib (rzut beretem), udanym kaprysie szejka z Arabii Saudyjskiej . Szejk nie żyje, porty a jakże, bo nieźle się mają pod zarządem potomków szejka. O tym jednak nie teraz. Bo jakkolwiek sam tydzień w hotelu Three Corners Sea Beach Resort nie tylko spełnił wszystkie oczekiwania, a nawet je przeszedł sam powrót zachwyty miejscem wypoczynku nieco przyćmił. Wszystko za sprawą ekstremalnych tego dnia warunków pogodowych. Prędkość wiatru w rejonie Morza Śródziemnego określono na 250 km/godz., co równało się wydłużeniu lotu o przeszło godzinę.
BOEING/B 737-800 bez tajemnic
Ktoś na lotnisku wpadł na chybiony pomysł, by lot do Warszawy przyspieszyć. Zaczęło się zgarnianie do samolotu czarterowych pasażerów. Jako pierwsi trafiliśmy na pokład. Potem całą godzinę trwało dowożenie innych. Wiatr bezkarnie hulał po pokładzie – efekt obydwu otwartych włazów. W rezultacie, spóźnienia w przylocie i tak nie udało się uniknąć, a i reportaż piszę z opóźnieniem przeszło tygodniowym. Przeciąg zrobił swoje!
Nie ma jednak ponoć nic takiego, co na dobre by nie wyszło. Czas spędzony w samolocie wypełniłam gromadzeniem informacji o podniebnym kolosie średniego zasięgu (5665 km), Boeingu/B 737-800. Myślę, że może te ciekawostki zainteresują innych.
Wąskokadłubowy Boeing (dł. blisko 40 m, a wysokość 12,5 m ) wagi niemal 80 ton osiąga w powietrzu osiąga szybkość 823 km/na godz. My, lecieliśmy o jakieś 300 km mniej kołysząc się w turbulencjach. Bez paniki, bo za sterem był rozmowny polski pilot i na bieżąco informował o wszystkim. Mogłam spokojnie zgłębiać dalszą wiedzę o Boeingach tego typu produkowanych przez Stany Zjednoczone od 1996 r. Średnio, co 5 minut startują z różnych lotnisk na świecie. Zwykle z kompletem 189 pasażerów na pokładzie. Spalają przy przyjaznych warunkach klimatycznych ok. 2,5 tony paliwa na godzinę. Tzw. suchej nafty.
Dopowiadam jeszcze, że każdy podniebny kolos tego typu składa się z 367 tys. części i 58 km wiązek elektrycznych. Tylko jedna opona w każdym kosztuje 7 tys. dolarów.
Przewoźnik, firma ENTER posiada 14 takich maszyn. Pewnie znowu z nią polecę, zapominając o przeciągu i jego konsekwencjach!
Viva hollidays
Teraz już będzie relacja wyłącznie na tak. Hotel Tree Corners w Marsa Alam (zabudowa szeregowa, jednopiętrowa w większości), to strzał w dziesiątkę. Znowu zasługa rzetelnej informacyjnie Danusi S. z POLBISU. Mimo dolotu z Warszawy o godz. 12-tej w nocy recepcja przed rozdaniem kluczy zaprasza na poczęstunek. Zaraz potem uprzejmy hotelowy boy toruje drogę do jednego z 290 pokoi. Nie ma niemiłych zaskoczeń. Pokój jest przestronny, z wielkim łożem może tylko z nieco za twardym materacem na moje polskie biodra. Wnętrze funkcjonalne. Na parterze. Od zaraz, po otworzeniu drzwi wychodzących na centralną część basenową można zapomnieć o polskiej zimie. Sycić oczy kolorami na wiosnę najpiękniej kwitnących a znajdujących się na wyciągnięcie ręki różnokolorowych bugenwilli oraz innych orientalnych krzewów. Kołysaniem palm ozdobionych w styczniu bożonarodzeniowymi dekoracjami.
Szybko upłyną tutaj każdemu pozostałe bajeczne dni. Hotel gwarantuje komfortowy relaks bez zadęcia. Zadowala restauracja. Nawet najwybredniejsi znajdują w niej coś dla siebie, nie mówiąc o przysmakach. Kuchnia w założeniu jest międzynarodowa. Dania są serwowane w formie bufetu ( all inclusive). Najsympatyczniej jest jednak zamawiać je od kucharzy przyrządzających smakołyki na bieżąco. Jest wówczas okazja do wymiany zdań, nauki przydatnego języka.
Szefa kuchni poznałam osobiście. Obiecałam pozdrowienia i teraz to czynię. Działał z pomysłem. Podobnie , sprawną kelnerską obsługę , z najmłodszym chyba w tym gronie o wyjątkowo ognistych oczach. Pozdrawiam miłych barmanów, jakkolwiek o ich chęciach raczej, a nie umiejętnościach wolę pisać. No cóż, co kraj, to obyczaj!
Jedząc, pijąc , a i relaksując się na full w tak przyjaznym i pięknym krajobrazowo miejscu tylko podwaja się efekty tygodniowego pobytu. Czas umyka. Mimo momentami intensywnego wiatru turyści równie chętnie przebywają na nadmorskiej plaży, co przy basenie głównym ( ok. 4000 m.kw) i bocznych, ogrzewanych. Dzieci i dorosłych przyciągają liczne urządzenia miniaquaparku , najbardziej chyba jednak nie mająca sobie podobnej, znajdująca się tuż przy brzegu, rafa koralowa . Fascynuje innością pobliska pustynia ze wzniesieniami w tle. Miło wspominam przedpołudniowe i popołudniowe spacery z mężem brzegiem cudownego Morza Czerwonego. W promieniach zachodzącego słońca zwłaszcza, które uwypuklają pozostałości rafy na piaszczystej plaży.
By podziwiać wyjątkowej tutaj urody ryby oraz inne okazy flory i fauny morskie, samą rafę najlepiej zejść z pomostu na głębsze wody. O tej porze roku czynić to mogą jednak wyłącznie wytrawni nurkowie. Najlepiej w piankach. Jest dość duża fala, a woda chłodnawa. A z pomostu i tak wszystko widać doskonale.
O tzw. Urlopowej nudzie na terenie samego hotelu Three Corners nie ma mowy. Animatorzy zachęcają do stretchingu, aerobiku i kto wie czego jeszcze. Od rana do wieczora. Są bardzo kreatywni sympatyczni. Pozdrawiam Was serdecznie a Pameli z Włoch, dziękuję za relaksacyjną muzykę dosłownie na życzenie.
W tym hotelu bogaty jest program wycieczek całodziennych. Odradzam je jednak tym, którzy do Marsa Alam przyjechali na tydzień! Są męczące, z racji długiego dojazdu do ciekawszych miejsc.
Polecam w zamian wariant – Port Ghalib. 5-10 minut drogi najnowszym autokarem Mercedesa. Wrażeń bez liku, bo wspomniany wcześniej szejk wiedział, co właścicieli jachtów może najbardziej zachwycić na nabrzeżu. Piękne tawerny, restauracje i hotele. Takie z tysiąca i jednej baśni.
Pokus do wydawania pieniędzy też nie zabraknie. Niczym magnes przyciąga eleganckie centrum handlowe. Tutaj kupiłam okulary, przez które zamierzam oglądać kolejny, piękny zakątek naszego globu ziemskiego , A powinnam, bo 21 razy obleciałam magiczne skarabeusze przy wejściu, co ponoć powinno zagwarantować mi dobrobyt. Oby!
Grażyna Hryniewska
PS. Pisząc o serdecznych ludziach z Marsa Alam i pozdrawiając ich nie mogę nie wspomnieć naszego pokojowego, który z ręczników i kwiatów skręcał dla mnie serca, łabędzie i inne stwory. Całował rękę mówiąc słodko- seniorita. Wszystkich (recepcja, lobby, restauracja, ogrodnicy), którzy spontanicznie rozdawali uśmiechy i powitania. Jubilera, który wygrawerował imię Ola. O… i tak można by było wymieniać bez końca. Bo nie wspomnieć Polaków tam poznanych byłoby nietaktem!