Kolejny rejs Leszka Szczepańskiego
Archipelag najbardziej wysuniętych na południe wysp Ameryki Południowej, oddzielony od stałego lądu Cieśniną Magellana, otrzymał swoją nazwę decyzją króla hiszpańskiego, Karola V. W roku 1520 tereny te odkrył Portugalczyk w służbie Hiszpanii, Fernando de Magellagens, podczas pierwszej w historii podróży dookoła świata. Żeglarze błądzili przez 38 dni w labiryncie kanałów pomiędzy wyspami archipelagu nim wypłynęli na wody Pacyfiku. Ze statków obserwowali dymy ognisk palonych przez tubylców. Ląd nazwali Ziemią Dymu. Król uznał jednak, że ładniej będzie: Ziemia Ognista (Tierra del Fuego).
W latach 30-tych XIX wieku, na wspomniane tereny przypłynął na statku Beagle Karol Darwin. Tubylcy nie zrobili na nim dobrego wrażenia. Opisywał ich jako: Skarłowaciałych, o szkaradnych twarzach, umazanych białą farbą i całkiem nagich Ich czerwona skóra jest brudna i tłusta, głosy nieprzyjemne, gestykulacja gwałtowna i pozbawiona godności
Życie pierwotnych mieszkańców Ziemi Ognistej, Indian ze szczepów Onas, Haus, Yaghanów i Alacalufes, toczyło się według prostych zasad. Mężczyźni polowali, a kobiety nurkowały w chłodnych wodach kanałów w poszukiwaniu krabów królewskich. Nie znali pojęcia własności wszystko było wspólne. Toteż gdy osadnicy sprowadzili tutaj doskonale adoptujące się do miejscowych warunków owce, tubylcom przybyły nowe zwierzęta, które łatwo upolować. Polowania te nie znalazły akceptacji wśród właścicieli owiec. W odwecie zaczęły się polowania na Indian. Były one intratne za zabicie tubylca, po okazaniu jego obciętych uszu, cywilizowany imigrant otrzymywał funta szterlinga.
Tutejszych Indian Magellan nazwał Patagończykami. Przypuszczano, że termin ten wywiódł od portugalskiego słowa stopa patagos, bowiem Indianie jednego ze szczepów nakładali rodzaj dużego obuwia. Jednak jest bardziej prawdopodobne, że skojarzył on sobie wygląd tubylców ze znaną mu postacią z literatury, dzikim stworzeniem Patagon, bohaterem hiszpańskiego eposu o błędnym rycerzu. Patagonią nazwano później wszystkie tereny Ameryki Południowej leżące na południe od linii przebiegającej pomiędzy 37 a 40 równoleżnikiem.
Kierując się miłosierdziem i poczuciem estetyki przybyli tu misjonarze poubierali Patagończyków w europejskie garnitury. Okazało się jednak, że prezenty te nie były trafione.. Niebezpiecznie i niełatwo było tubylcom pływać w oceanie w garniturach.
Inne próby ucywilizowania też nie zostały uwieńczone sukcesem. Na początku XIX wieku Anglicy zabrali na statek czterech Indian do swego kraju. Liczyli, że po edukacji w Europie pomogą oni tutejszym misjonarzom w nawracaniu na chrześcijaństwo. Najsympatyczniejszy z nich, którego nazwano Jimmi Buton, doskonale opanował maniery prawdziwego dżentelmena. Aliści po powrocie na Ziemię Ognistą nie pomógł misjonarzom. On ich zamordował.
Na początku XX wieku, po kilku epidemiach, 3 plemiona wyginęły zupełnie a z czwartego pozostałe niewielka grupa metysów.
Dziś Ziemię Ognistą zamieszkuje tylko niewiele ponad 70 tysięcy osób, głównie pochodzenia europejskiego. Większość z nich żyje po stronie wschodniej w argentyńskiej, mniejszej części terytorium.
Dzikie ptaki w rozlewiskach parku narodowego.
Opływamy przylądek Horn i…
Pasażerskim statkiem opływamy przylądek Horn. Niebezpieczny, złej sławy. Statek bez zagrożeń pokonuje ten odcinek drogi. Jego rozmiary dają poczucie bezpieczeństwa. Stabilizatory łagodzą ruch fal, zresztą nie ma huraganu. Jak zwykle jednak pogoda jest paskudna. Zarysy przylądka są ledwie widoczne poprzez deszcz i mgły. Nie chciałbym tu znaleźć się na żaglowcu!
Pokonanie przejścia z Atlantyku na Pacyfik pomiędzy Ameryką Południową a Antarktydą, to święto na statku. Zarządzono festyn na pokładzie, w czasie którego przechodzimy chrzest. Na głowy pasażerów kapitan i pierwszy oficer leją wodę, czerpiąc z wielkich beczek.
Latarnia morska Les Eclaireurs w kanale Beagle
Zbliżamy się do stolicy części argentyńskiej Ziemi Ognistej, miasteczka Ushuaia, znanego jako najbardziej wysunięte na południe miasto świata. Wprawdzie jedno chilijskie osiedle jest jeszcze bliższe Antarktydy, ale trudno je nazwać miastem. Z Ushuai startuje 90% wypraw na Antarktydę. Mamy propozycję kilkunastogodzinnej wycieczki samolotowej na ten kontynent. Cena przekracza 800 dolarów od osoby. Rezygnujemy.
W zamian uczestniczymy w autokarowej wycieczce do parku narodowego i w rejsie statkiem wycieczkowym po kanale Beagle. Oglądamy pejzaże, na które 29 stycznia 1833 roku patrzył płynący na statku Beagle Karol Darwin. Widoki niezapomniane. Pogoda dopisuje. Chmurki odbijają się w wodzie. Po obu stronach kanału malownicze łańcuchy górskie. Góry w wyższych partiach częściowo pokryte śniegiem. Liczne strumyki. Zielone łąki. Dzikie ptactwo. Nie trudno zrozumieć, dlaczego w tych stronach udaje się hodowla owiec i dlaczego tutaj w ostatnich latach dynamicznie rozwija się turystyka.
W kanale Beagle. Region Ushaia
Szczególną naszą uwagę przykuwają stada różnych ptaków, pingwinów i wygrzewających się na kamiennych wysepkach lwów morskich. Nad wysepkami rysuje się lodowiec El Martial. Przepływamy obok słynnej latarni morskiej Les Eclaireurs.
Następnego dnia cieszymy się podobnymi, ale ciągle zmieniającymi się widokami, płynąc naszym statkiem pomiędzy wyspami Ziemi Ognistej w stronę Cieśniny Magellana. Zdążamy do głównego miasta tego regionu, położonego u brzegu cieśniny, ale już na kontynencie Ameryki Południowej w granicach Chile Punta Arenas (Punkt Piaszczysty).
W pobliże miejsca, gdzie znajduje się to miasto, pierwsi przybyli żeglarze Magellana. Odpłynęli jeszcze szybciej niż podpływali, gdy na plaży zobaczyli 20 ciał ludzkich wbitych na pale.
Punta Arenas
To miasto jest największym na południe od 46 równoleżnika. Leży bliżej Antarktydy, na 53 równoleżniku. Odpowiada w przybliżeniu szerokości geograficznej Warszawy na półkuli północnej. Klimat jest tu jednak inny niż w Polsce, kształtowany bliskością wysokich Andów i lodowców Antarktydy. Różnice między zimą i latem redukowane są przez oblewające Ziemię Ognistą wody dwóch największych oceanów. Spadki temperatury nie przekraczają paru stopni poniżej zera, w najcieplejszych dniach temperatura rzadko jest wyższa niż 15 stopni. Jest grudzień, a więc początek lata. Zielono. Kwitną kwiaty. Jest jednak dość chłodno.
Statki pasażerskie w porcie Punta Arenas
W pierwszej połowie XIX, wraz ze światową rewolucją przemysłową i ożywieniem handlu, nastały dla Punta Arenas dni prosperity. Jedyna droga morska z Europy i rozwiniętych, wschodnich terenów Ameryki Północnej do amerykańskich portów na Pacyfiku, prowadziła wtedy przez Cieśninę Magellana. Statki zawijały tu dla odpoczynku, parowce dla zaopatrzenia w węgiel. Do rozwoju miasta przyczyniły się także wieści o odkryciu w pobliżu złota i sukcesy w hodowli owiec, której rozkwit przypadł na lata 1890 1940. Z chwilą oddania do użytku Kanału Panamskiego oraz dynamicznego, konkurencyjnego wzrostu pogłowia owiec w. Australii i Nowej Zelandii, skończył się dla Punta Arenas złoty okres. Obecnie stawia się tutaj na głównie na turystykę.
Z punktu widokowego patrzymy na blaszane dachy tego około 150 tysięcznego miasta. Kiedyś w tym mieście czerwonych dachów wszystkie malowane były na czerwono. Dziś są w różnych kolorach. Wśród złociście kwitnących wysokich drzew na głównym placu Plaza Muńios Gamero pomnik Magellana. Pod jego postacią figury Patagończyków.
Historię Ziemi Ognistej poznajemy w Museo Regional de Magallanes. Za miastem muzeum techniki dziewiętnastowiecznej, Istituto de Recuerdo. Najciekawsze, liczne eksponaty znajdują się tu wśród zieleni i kwitnących krzewów. W sumie jednak, w konfrontacją z bogatą, przepyszną przyrodą, to co dokonał tu człowiek przedstawia się ubogo.
Niewątpliwe najciekawszym miejscem w Punta Arenas jest cmentarz. Mam wątpliwości czy określenia: piękny, ładny, przyjemny, miły dla oka, mogę zastosować w odniesieniu do tego smutnego miejsca, ale to one przychodzą na myśl. Pieczołowicie przystrzyżone cedry, wszystkie pomniki jakby wczoraj odnawiane, niektóre przypominają małe świątynie.
Czytam nazwiska na grobowcach. Zaskoczenie. W większości słowiańskie. Okazuje się, że 50% mieszkańców Punta Arenas jest pochodzenia chorwackiego.
Centralny plac Punta Arena, Plaza Muńios Gamero, z pomnikiem Magellana
Płyniemy na zachód
Z Punta Arenas płyniemy Cieśniną Magellana na zachód. Z pokładu obserwuję zmieniające się widoki. Nigdzie nie widać ludzkich osiedli, ani nawet pojedynczych zabudowań. Kraina nie skażona ręką człowieka. Surowa, fascynująca przyroda.
Próbuję liczyć. Cała Patagonia jest ponad trzykrotnie większa od Polski, a ma 20 razy mniej mieszkańców. Jeśli miasteczko Punta Arenas i mieścina Ushuaia to dwie największe aglomeracje miejskie na południe od 46 równoleżnika, czyli na terenie ponad dwukrotnie większym od Polski, a poza osiedlami ludzkich domów nie widać, to jakże dzikie pozostały do dziś południowe tereny Ameryki Południowej.
Mam świadomość, że przepływamy ponad licznymi wrakami statków i szkieletami żeglarzy, których zaskoczyły tutaj nieprzyjazne warunki pogodowe. Blisko 500 lat temu, jako pierwsze, płynęły tędy korwety Magellana. Żeglarze mieli przed sobą niemal te same widoki. Na myśl przychodzą ich dramatyczne i tragiczne losy. Spośród 261 osób , które na 5 statkach wyruszyły pod wodzą Magellana w poszukiwaniu nowej drogi do Wysp Korzennych garstka zawróciła, a 17 cieni ludzkich, po blisko 3 latach podróży, okrążyło kulę ziemską, dopływając do Hiszpanii na małej Victorii. Reszta wyginęła z głodu, szkorbutu, epidemii i w walkach z tubylcami. Magellan zginął w walce, Filipińczycy ciała nie oddali.
Opuszczamy cieśninę wypływając na Pacyfik. To tutaj w piękny, słoneczny i bezwietrzny dzień, Magellan ujrzał spokojną taflę oceanu. Nazwał te wody Morzem Spokojnym Mar Pacifico.
My mamy mniej szczęścia. Przed nami dwa dni sztormu. Fale osiągają wysokość 9 metrów. Niedogodności z tego powodu niewielkie. Trochę szarpie. Z niektórych stolików w restauracjach zsuwa się nakrycie. Szklaneczkę z drinkiem muszę przytrzymywać, aby nie spadła. Żeglarze Magellana mieli gorzej!