Jeszcze dobrze pamiętam swoje zauroczenia Wiktorem Zinem (był nawet mi rodzinnie bliski), jedynym w swoim rodzaju artystą mistrzowsko posługującym się piórkiem i węglem, a już mam nowe. Jest nim młoda malarka, tworząca w zaciszu niedalekiego Lublinowi Lubartowa. O kim mowa? O Agnieszce Gil.
O tym, że w ogóle doszło do spotkania, jak to zwykle bywa, zdecydował przypadek. Tej akurat niedzieli obydwie przyjechałyśmy do Muzeum Zamoyskich w Kozłówce, ja – by poznać kulinarne smaki regionu, ona – by malować , a właściwie rysować Kozłówkę piórkiem i ołówkiem. Mój cel był poniekąd przyziemny. Rzec by można – proza życia. W tym konkursowym wydaniu smaki regionu nabrały jednak rangi sztuki. Agnieszka Gil tej specyficznej sztuce dodała własną jakże istotnych rumieńców. Tuż przy wejściu do pałacowej sali wystawowej ustawiła swój malarski kącik ekspozycyjny. Sztalugę. Wystarczyło jedno spojrzenie, by poczuć potrzebę bliższego przyjrzenia się tej misternej sztuce z bliska. Chwilę porozmawiać.
Agnieszka Gil jest talentem samorodnym. W jej przypadku najbardziej chyba sprawdziła się metoda prób i błędów. Chwali sobie pobyt w Wojewódzkim Towarzystwie Przyjaciół Sztuk (1999-2002). Rzecz w tym bowiem, by mając talent malarski zgłębić warsztat. Poznać przydatne techniki artystycznego wyrazu.
Agnieszka Gil obecnie z powodzeniem maleje oleje, akwarele, rysuje piórkiem i ołówkiem. Ta wszechstronność form wyrazu sprawia, że mimo trzydziestu paru lat już jest znana w Galeriach nie tylko w Polsce. Nie tylko w tematyce architektonicznej, ale i pejzażu, portrecie, a nawet akcie. Bo człowiek- to najwdzięczniejszy po architekturze temat jej zdaniem. Bywa, że kopiuje Mistrzów. Kossaka np.
W Kozłówce, przy sztaludze, ponad 10 lat temu – opowiada – zwrócił na mnie uwagę człowiek z Galerii Bemark w Raszynie k/ Warszawy. To był dla mnie twórczo bardzo istotny moment. Odtąd malarstwo stało się moim sposobem na życie. W międzyczasie, w Kozłówce kilka prac kupiła ode mnie (chociaż chciałam je podarować) sama Anette Zamoyski z Kanady. Naturalnie z Kozłówką. Jeśli chodzi o mnie, to stare dworki, pałace stanowią moją ukochaną tematykę. Moich obiorców chyba też. Myślę, że jeśli nadal moje obrazy i „obrazeczki” będą zwracały uwagę, będą wystawiane i kupowane, może sama w jakimś starym dworku zamieszkam. To dopiero będzie moje wymarzone miejsce pracy twórczej.
Cóż, jestem prawie pewna, że marzenia Agnieszki Gil wcale niezbyt długo się spełnią. W jej akwarelach piórkiem bądź ołówkiem rysowanych, pełnych jakże istotnych detali architektonicznych jest coś naprawdę magicznego. Kto wie, czy nie za sprawą oryginalnego rozmalowywania tła ciepłym brązem. Agnieszka Gil zdradza, że osiąga go niekiedy domieszką najzwyklejszej kawy.
Agnieszka Gil ma już na swoim koncie wiele wystaw. Od młodych twórców począwszy. Ma stałe ekspozycje w liczących się Galeriach, że wspomnę już wymienioną Bemark i jeszcze Fangorówkę- ogród botaniczny PAN w Powsinie k/ Warszawy oraz Angelo w Warszawie i Tessa w Piasecznie k/ Warszawy. Dziennikarska brać prace Agnieszki może podziwiać w Domu Pracy Twórczej w Kazimierzu. Wkrótce Agnieszka Gil z Lubartowa swoimi pracami będzie zachwycać bywalców Pałacu Ossolińskich w miejscowości Sterdyń. Do szczęśliwców, którzy mają jej prace we własnych domach w kraju i na świecie od niedawna należę i ja. Odtąd, moja ulubiona przystań – Kozłówka , wdzięcznie piórkiem Agnieszki Gil narysowana, na stałe jest ze mną.
Grażyna Hryniewska