Tekst poniżej, przypominam z uwagi na jej autora, nieżyjącego prof. Leszka Szczepańskiego. Cel – chcę poprzez słowo przez niego jakże zgrabnie skreślone, przywołać pamięć o wspaniałym człowieku, humaniście, naszym wielkim przyjacielu.
Pandemia rządzi się swoimi sprawami. Przed nami Dzień Wszystkich Świętych. Cmentarze, zwykle w te zaduszne, pełne ludzi miejsca mają być zamknięte. Nie odwiedzimy zatem tych, którzy odeszkli . Najblizszych, przyjaciół i znajomych. Możemy jednak pozostać im bliscy, wspominając minione chwile. Spędzone , o razem, a i oddzielnie, jak w przypadku rejsu poniżej.
Fiordy w relacji Pana Profesora
Fiord, głęboka i zwykle rozgałęziona zatoka ze stromymi brzegami, wcinająca się w ląd, jest pozostałością po lodowcach. Nazwa przywodzi nam zwykle na myśl wybrzeże Norwegii. Tymczasem te formacje geologiczne znajdują się w także w Nowej Zelandii, Szkocji, Grenlandii, na Labradorze, w Alasce, i u południowych wybrzeży Chile. Małe, niskie fiordy są się jeszcze w kilku innych miejscach, na przykład w Danii. Te chilijskie dorównują rozległością norweskim, ale są bardziej „poszatkowane”, tworząc tysiące wysp. Na południowym krańcu tych fiordów jest Ziemia Ognista, obszar o odrębnej historii i znaczeniu.
Płyniemy….Statkiem pasażerskim płyniemy po fiordach wcinających się w region Aisen. Przyjmuje się, że nazwa tej krainy pochodzi z angielskiego. Oznacza koniec lodowca („ice end”). Aisen od wschodu oparta o andyjskie Kordyliery należy do chilijskiej Patagonii.
Jak cała Patagonia, tereny te obfitują w lasy, dziką przyrodę i są słabo zaludnione. Na powierzchni krainy znacznie większej od powierzchni Polski mieszka mniej niż 100.000 osób. Ze statku obserwujemy łańcuchy górskie. U ich podnóża nie ma żadnych osiedli ludzkich. Szczyty zdobią chmury. Szczególnie piękny widok o zachodzie słońca.
Ziemie te zostały odkryte późno. Żyli tu nieliczni Indianie. Czasem zaplątał się tu wcześniej jakiś statek rybacki. Wiadomo jednak na pewno, że w roku 1831 płynął po tych fiordach kapitan Fitz Roy na statku „Beagle”, z Karolem Darwinem na pokładzie.. Osadnictwo rozpoczęło się właściwie dopiero na początku XX wieku.
Zdążamy do małego, 5-tysięcznego miasteczka Puerto del Chacabuco. Jeszcze w 2002 roku liczba mieszkańców nie przekraczała tu półtora tysiąca. Jego rozwój związany jest z przejęciem roli głównego portu regionu. Dotychczasowe miasto portowe zostało niemal kompletnie zniszczone w roku 1991 erupcją wulkanu Hudson. Jej siła była równa sile wybuchu Wezuwiusza, który w 79 roku zniszczył i zalał lawą Pompeję i Herkulanum.
W ostatnich latach, dzięki zapewnieniu komunikacji lądowej, cały region Aisen rozwija się szybciej,. W roku 1976, głównie dzięki inicjatywie i uporowi generała-prezydenta Pinocheta, rozpoczęta została budowa szosy prowadzącej przez niedostępne tereny na południe od Puerto Montt. Nazwano ją początkowo jego imieniem. Obecnie oficjalna nazwa brzmi: Carretera Austral Longitudinal. Budowę liczącego 1.240 km traktu komunikacyjnego, w połowie którego leży Puerto del Chacabuco, ukończono w roku 2000.
Port wita nas mokrą pogodą. Nie uważamy to za szczególny pech, bowiem ciężkie chmury i deszcz stanowią tutaj częste zjawisko. Spiętrzając się na Kordylierach nawadniają te tereny opadem przekraczającym 200 mm na miesiąc.
W pobliżu portu zwiedzamy Reserva National Rio Simpson. Szeroka rzeka Simpson płynie pomiędzy skałami, w większości gęsto zadrzewionymi. Podobno raj dla wędkarzy. W rzekach pełno łososi i tęczowych pstrągów. Ładnie, ale szkoda, że nie ma słońca. Jedna z dużych skał nosi nazwę „Głowa Indianina”. Robię zdjęcie, mając nadzieję, że oglądający je z łatwością doszukają się zarysów twarzy.W rezerwacie wokół gęsta zieleń, powyżej gołe skały. Rośliny inne niż u nas. W lasach przeważają południowe buki, ficroje cedrowe, fuksje, paprocie. Naszą uwagę zwraca nalca, czyli chilijski rabarbar. Roślina dochodzi do 2 m wysokości a średnica wielkich liści do 2,5 m. Ozdobna, uprawiana w ogrodach. Rośnie jednak bardzo ekspansywnie. Stała się plagą w niektórych krajach jak w Irlandii czy Nowej Zelandii. W samym miasteczku jest ładny i bardzo zadbany skwer.
Bliżej cywilizacji
Z Puerto del Chacabuco płyniemy na północ, w kierunku terenów bardziej cywilizowanych. Znajdujemy się na północnym krańcu krainy fiordów. Tu zaczyna się urzekająca chilijska kraina Jezior (Los Lagos). Kanałem de Chacao, pomiędzy górami, wpływamy do szerokiej zatoki Ancud, nad którą leży największe miasto tego regionu, Puerto Montt.Krajobraz przyciąga wzrok. Nie dziwi, że pierwsi osadnicy pojawili się wcześnie, jeszcze w XVI wieku. Ich los był jednak tragiczny. W roku 1600r. wszyscy zostali wymordowani przez miejscowe plemię Mapuczów.
Incydent ten zniechęcił europejczyków do osadnictwa na dwa i pół wieku. Dopiero w 1853 r. przybyła tu grupa odważnych osadników niemieckich, którzy założyli miasto, ślubując posłuszeństwo aktualnemu prezydentowi Chile, Manuelowi Montt. Port nazwali jego nazwiskiem.
Poerto Montt
Obecnie Puerto Montt to stolica i największe miasto Los Lagos, liczące 175.000 mieszkańców. Do 2000 r. zajmowało drugie miejsce na świecie w hodowli i eksporcie łososi.
Nam sprawia szczególną przyjemność ciekawe muzeum– Museo Municipal Juan Pablo II. Są tam, obok wielu eksponatów, dowody wizyty Jana Pawła II w tym miejscu – 4 kwietnia 1987 roku.
W Puerto Montt rozegrały się wydarzenia, które zaważyły na współczesnej historii Chile. W 1969 roku tutejszy socjalistyczny parlamentarzysta, Luis Espinosa, przy poparciu lokalnego szefa policji, przekonał grupę 90 bezdomnych, nie posiadających żadnych praw własności biedaków, do budowania domów na terenach prywatnych. Przedsięwzięcie ułatwiła nieobecność prawowitego właściciela.
Samowola nie zyskała przychylności ministerstwa spraw wewnętrznych. Przysłano 250 policjantów. Zniszczyli to, co zaczęto budować. Od ich kul zginęło 8 osób broniących dobytek. Losy nieszczęśników wstrząsnęły całym krajem. Na fali społecznego niezadowolenia wybory wygrał komunizujący socjalista, lekarz, Salvador Allende. Co było dalej, pamiętają wszyscy wcześniej urodzeni, bo zdarzenia te odbiły się szerokim echem w całym świecie. Krach gospodarczy, galopująca inflacja. W roku 1973 zamach stanu w wykonaniu prawicy, represje. Samobójstwo Allende, który w tym celu użył broni ze złotą tabliczką i napisem: „Mojemu dobremu przyjacielowi – Fidel Castro”. Wreszcie dojście do władzy Pinocheta.
Puerto Montt z jednej strony oblewa ocean, z drugiej wielkie, malownicze jezioro Llanquihue. Jesteśmy w parku narodowym Vicente Perez Rosales – pierwszym, który powstał w Chile – Płyniemy statkiem po jeziorze o intensywnie szmaragdowym kolorze. Podziwiajmy regularny stożek wulkanu Osorno, wznoszącego się na 2.652 metry. Właśnie odsunęły się chmury i na zdjęciu mam go w całej krasie. Wejście na szczyt Osorno zajmuje podobno sprawnemu alpiniście 6 godzin. Droga jest bardzo niebezpieczna, pełna zdradliwych szczelin.
W pobliżu widzimy drugi wulkan, Calbuco, niższy, wysokości 2.002 metry. Wygląda jakby mu ktoś oberwał górną część stożka. Prawdopodobnie mógłby mieć wysokość równą wulkanowi Osorno, ale w roku 1893, podczas potężnego wybuchu, jego górna część wyleciała w powietrze i rozsypała po okolicy.
Chile to kraj wulkanów. Jest ich 2.085, w tym 55 czynnych. Podczas erupcji gorąca lawa wypływa i roztapia śniegi. Masy błota zsuwają się w dół, zalewając osiedla ludzkie. Żyje się tu w stałej świadomości zagrożenia trzęsieniami ziemi i uaktywnieniami wulkanów.
Okolica Puerto Montt to krainą pełna atrakcji turystycznych. Zwiedzanie mogłoby zająć wiele dni. Oglądamy tylko niewielką ich część. Szczególnie dobre wrażenie robią wodospady rzeki Petrohue. Intensywnie niebieska woda, romantyczne widoki. uważane są za jedne z najładniejszych na świecie.
Zbyt krótki jest nasz pobyt, by bliżej poznać tereny otaczające fiordy chilijskie. Wystarczył, by je zobaczyć i częściowo zapoznać się ze specyfiką terenów u podnóża Kordylierów. Zastanowić nad dramatami, jakie przeżyli pierwsi osadnicy. Dzielni, bo przecież żaden tchórz i niedojda nie odważyłby się na opuszczenie domu i wyjazd w nieznane, dzikie tereny.
Żyjemy w gęsto zaludnionym kraju. Tutaj uświadamiamy sobie, że w innych regionach naszej ziemi są ogromne, bezludne przestrzenie, których nie zmieniła ręka człowieka. Jakież możliwości czerpania satysfakcji przez fanatycznych miłośników dzikiej natury!
Ciekawe – czy i kiedy rozpocznie się powszechne zainteresowanie walorami fiordów chilijskich, a kierunek ten będzie jednym z najpopularniejszym w turystyce światowej. Tego sobie życzą i na to oczekują Chilijczycy.
Leszek Szczepański