AL QUSEIR- miasto widmo AL QUSEIR- miasto widmo

 Obiecałam fotoreportaż z AL Ouseir, miasta  znad Morza Czerwonego (wschodni Egipt)  i czynię to, ale z przemyślanym opóźnieniem. Powód ? Musiałam nabrać dystansu do wspomnień rzec by można ekstremalnych z tego miejsca wyniesionych. Jechałam do miasta o świetlanej dla Egiptu przeszłości,  zastałam ruiny. Niczym po trzęsieniu ziemi. Innymi słowy obraz nędzy i chyba rozpaczy ludzi tutaj mieszkających. W większości wegetujących.  A przecież…  Al Quseir został zaludniony jakieś 5000 lat temu wstecz. Jego nazwa starożytna brzmiała Leucus Limen (inaczej mówiąc  Biały Port). Największy rozkwit przeżwało za czasów panowania królowej Hatszepsut.Wędrówka po mieście porcie, z którego sądząc z reliefów wyrzeźbionych w świątyni Hatszepsut w Deir al-Bahari, Egipcjanie podróżowali  statkami do innych krain Morza Czerwonego m.in. do kraju Punt było w tamtym czasie bardzo ważne nie tylko handlowo. Również ze względów religijnych (Mekka). Miasto – port przeżywało świetność.   

Al Quseir usytuowano jest 138 km na południe od Hurghady , 139 km na północ od Marsa Alam i 73 km na północ od międzynarodowego lotniska Marsa Alam. Dla nas z Port Ghalib oznaczało to przejazd tam i z powrotem po 60 km. Całodzienną wycieczkę, umożliwiającą wjechanie w serce pustyni. Podziwianie niecodziennych krajobrazów nie mówiąc o mijanych hotelowych oazach.

Sądząc z rozmachu powadzonych z rozmachem inwestycji Egipcjanie, a przede wszystkim przedstawiciele obcych kapitałów,  każdego roku wyrywają pustyni kolejne, najpiękniejsze nadmorskie tereny. Wjazd do miasta- portu, które na miano miasta raczej nie zasługuje od zaraz rodzi pytanie o liczbę mieszkańców. Nasz rezydent określa ją na ok. 50 000 osób. Brzmi to mało wiarygodnie. Turyście, oglądającemu miasto,  jak już wspomniałam, jakby po trzęsieniu ziemi,  trudno sobie taką ilość mieszkańców wyobrazić. Tym bardziej, że domów mieszkalnych widzi się niewiele. Poza   handlem nie ma tu też żadnych innych miejsc pracy. Gros mieszkańców siłą rzeczy stanowią osoby w zaawansowanym wieku.

Widok siedzących na ulicach starców, przejeżdżające centrum miasta wózki ciągnięte przez osły, domy w większości z czeluściami wybitych okien i drzwi  (zdarzyło się widzieć potraktowane jako grobowiec), stanowią scenerię, wypisz -wymaluj idealną do nakręcenia  horroru. Atmosferę podkręcają bezpańsko wałęsające się, wychudłe do granic możliwości psy. Tu i tam na ruinach daje się zauważyć ślady dawnej, zabytkowej architektury.   Rzeźbione balkoniki, drzwi wejściowe . Z samego portu nic się nie ostało.

   Nikogo z nas nie dziwi więc, że turystyczny bus wiezie nas od zaraz do kościoła koptyjskiego. To jedyne poza meczetem miejsce godne tutaj do pokazania. Zadziwia piękne wnętrze kościoła pokryte barwnymi freskami. Uczestniczymy w mszy w nieznanym nam obrządku. Oglądamy wiernych jakby z innej epoki – oni nas.Zaraz potem zwiedzamy meczet. W wystroju jest bardzo skromny.  Jeśli już coś zaciekawia to samo zachowanie modlących się Muzułmanów, obmywających rytualnie ręce i nogi. Czyni to też nasz rezydent.Skoro nie ma nic innego do zwiedzania , mamy czas wolny. Wypełniamy go zakupem pamiątek. Wąchamy wonne olejki, pijemy herbatę mango, podziwiamy barwne stosy aromatycznych przypraw.

Chce się wracać do domu czyli do luksusowego Port Ghalib Resort . Po dwakroć jego widok cieszy wszystkich. A i tak, nie od zaraz, daje się zapomnieć wrażenia z miasta – portu widma.

                                         Grażyna Hryniewska