Irys to mój ulubiony kwiat. Teraz także miejsce – 200 m kw. szczęścia w świdnickim ogrodzie działkowym o tej nazwie. Gdy na trzecie urodziny Paweł, nasz wnuk, dostał huśtawkę ze zjeżdżalnią zainstalowaliśmy ją w najspokojniejszym, wydawało się, kącie działki. Od sąsiadów oddziela go pas malin, krzewy winogron i jeżyn a dalej zieleni się trawa. Szybko jednak okazało się, że nastąpił konflikt interesów. Obwieściła go para kosów, która zamieszkała w szparze pod dachem domu działkowca. Tuż nad huśtawką ma swoje gniazdo. Ptaki przyzwyczajają się do dzielenia działki z nami, bo bywamy tam częściej niż kiedykolwiek dotąd. Głównie, ze względu na nie, opryski ograniczyliśmy do niezbędnego minimum.
Na granicy Świdnika Mełgwi
Działka położona w na granicy Świdnika i mełgiewskich pól, daje całej rodzinie oddech, dostęp do świeżego powietrza i schronienie na czas wirusowej izolacji. Przez lata prawie nie inwestowaliśmy w nią dając pierwszeństwo naturze. W tym roku powstały podpory pod jeżyny, winogrona i pnącza ozdobne oraz dziecięcy mini plac zabaw. Choć mnie, wychowanej wśród zieleni na skraju roztoczańskiego lasu ten skrawek ziemi był wręcz niezbędny do życia, przez lata bywaliśmy tu całą rodziną raczej rzadko. Zyliśmy na tzw. pełnym biegu. Dojeżdżaliśmy autobusami do pracy w Lublinie, co zabierało nam ok. 3 godz. Dziennie. Wychowywaliśmy jednocześnie bez pomocy cioć i dziadków dwójkę dzieci. Popołudnia były za krótkie na wspólny pobyt w ogrodzie.Mąż wychowany na zamojskim Nowym Mieście nie przepadał za pracą na działce. Na spacer wybierał trasę po mieście. Do ogrodu przyjeżdżał by pomoc w cięższych pracach.
Rządzi natura
Czasu na działkową pasję było niewiele. Rządziła bardziej natura niż my. Rośliny, także chwasty łącznie z pokrzywą, ptaki, owady, gryzonie – wszystko miało tu swoje ulubione miejsca, a my mało.
Z działki graniczącej z polami mieliśmy rozległy widok na mełgiewskie pola i łąki. Możliwość obserwowania natury. Kiedyś, wiosną widzieliśmy siedmioosobową rodzinkę zajęcy hasających w małym jeszcze zbożu. Innym razem zrywające się do lotu spłoszone bażanty. Ostatnio, coraz częściej obserwujemy kaczki krzyżówki i lądujące przed powstającym w sąsiedztwie zalewem bociany. Coraz częściej przedstawiamy wnukowi naszych gości: rezolutnego rudzika siadającego na brzoskwini, dzięcioła stukającego w suchą gałąź drzewa sąsiadów, czy ganiające się i głośno skrzeczące sroczki.
Kwiaty ludzie i miejsca
Na początku działka przypominała trochę przydomowy ogródek mojej mamy. Najważniejsze były kwiaty. Nie jakieś wyszukane. Raczej nagietki, nasturcje, kosmosy, floksy, malwy, liliowce nazywane dawniej smoli nosami, w dużej mierze te, które rozrastały bądź rozsiewały się same, a ja nie miałam sumienia wyrzucać je z warzywnych grządek.
Pozostawiony wśród truskawek pojedynczy krzak kosmosu rozrósł się kiedyś więc tak, że utworzył wielką kulę ozdobioną pojedynczymi kwiatami jak gwiazdy. Wtedy zrozumiałam, dlaczego nazwano go kosmos.Z czasem do mojego działkowego bukietu dołączyły krzewy: róże, jaśminowiec, kalina koralowa, krzewuszka, a także podarowane mi przez koleżanki z pracy: Marię – piwonie w trzech kolorach, Dzidkę – rozchodnik olbrzymi, Grażynkę – stokrotki i niezapominajki, które same sieją się od 30 lat, a także rudbekie galardie, goździki brodate, itd. Wiele roślin dostałam od działkowych sąsiadów, m.in. irysy bzy, hosty itd. od Kseni, dalie, rumiany, floksy od Fredzi, pustynniki, miliny, jeżyny od Krysi. Teraz te kwiaty przypominają mi konkretnych ludzi. Miejsca.Wiosna zaczynała się od ulubionych kolorów dzieciństwa z podzwierzynieckich lasów: fiołków, białych konwalii i zawilców, żółtych pierwiosnków na wysokich łodyżkach, później były niebieskie: przylaszczki, orliki, irysy, łubiny czy czarnuszki. W maju zakwitały pełniki europejskie, które zapamiętałam z falującej jak zboże na wietrze świętokrzyskiej łąki. Podziwiałam je z turystami, uczestnikami słynnych świętokrzyskich rajdów metalowców. Wracaliśmy tam ponad dwadzieścia razy.
Rudy i inni
Ulubione kwiaty cebulowe: narcyzy, żonkile, tulipany, szafirki czy lilie polubiły też dzielące z nami działkę chomiki europejskie. Nie przeszkadzało mi specjalnie jak pod koniec lata wyżerały marchewki, pietruszki czy buraczki zostawiając w ziemi tylko skorupki. Gorzej znosiłam ogławianie świeżo wsadzonych bratków czy czubków dopiero wyrastających z ziemi lilii. Mieszkała tu przez kilka lat cała rudo-biała rodzina chomików, która u nas miała dwa wejścia do swoich nor. Ale i ona i krety wyniosły się na pola, za siatkę, gdy zaczął nas odwiedzać kot Rudasek zaprzyjaźniony z sąsiadami. Niestety karczowniki i nornice zjadają nam ozdobne cebule nadal i choć my je cierpliwie co roku uzupełniamy, raz górą są one, raz my.
Kwiatowe rabatki uzupełnia trochę krzewów owocowych: porzeczki , agrest, kilka grządek z podstawowymi warzywami, bo na małej działce nie bardzo można poszaleć. Ale przez lato mamy dla dzieci ekologiczne rzodkiewki, sałaty, szpinak, koperek, pietruszki czy marchewki. Z pomidorów sadzimy tylko koraliki, żeby nie używać chemii. Jeszcze seler, por, grządka ogórków, cukinia i kilka rządków fasolki szparagowej. Wszystko w niewielkich ilościach, hodowane metodą bezkosztową z własnych rozsad, podkarmiane głównie kompostem i gnojówką robioną z pokrzyw. Ponieważ gros warzyw i tak kupujemy na targowisku, więc nie ma nieszczęścia jak się coś nie uda .
Coraz młodsi
Z przyjemnością obserwuję, że przyjeżdża tu dużo młodych rodzin z małymi dziećmi. Nawet z Felina. Działkowe ogrody dla wielu to drugi dom, całe życie, jedyny kontakt z naturą, ale i liczące się źródło zdrowej żywności. Przestały być azylem wyłącznie ludzi starszych, którym zastępuje wczasy, sanatorium czy wypady do lasu .
Ostatnio i nam bardziej potrzebna jest przestrzeń rekreacyjna, głównie dla wnuka, by miał gdzie biegać, więc część działki obsialiśmy trawą. W naszym przypadku sama droga do ogrodu, prawie godzinny spacer ścieżką przez zielone i żółte bo kwitnące i pachnące miodem rzepakowe pola to czysta przyjemność. Teraz, coraz częściej goszczą tu całe rodziny i chętniej przychodzą młodzi. Nie tylko by grillować a pobyć , nawet popracować wśród zieleni.
Maria Balicka