Po ubiegłorocznej rezygnacji z Rodos , powód – pożary, z tym większą determinacją, ale i przezornością, już wiosną zaczęliśmy szukać kraju z morzem umożliwiającym wielogodzinne pływanie. Jak zwykle, niezawodną w wyborze miejsca, takiego – naj, naj… okazała się Danusia S. z Polbis Travel. Do nas należał już tylko wybór hotelu z marzeń. Przede wszystkim z lotem z Lublina, by wyjazd uczynić bardziej komfortowym.
A jeśli lubelskie lotnisko, to Kreta. To nic, że tę wyspę penetrowaliśmy już kilkakrotnie. Z tzw. przyległościami, wyspami. Tym razem, ITAKA, otworzyła przed nami drzwi na południowo-wschodnią Kretę. Tam nas jeszcze nie było! Na zatopiony w zieleni zadbanego ogrodu z kortem tenisowym oraz gajem oliwkowym, hotel Giannoulis Almyra Beach.
Hotel a tak prawdę mówiąc bungalowy ( ponad 500 łącznie) idealnie wtopione w przestrzeń między górami a Morzem Libijskim. Z klimatem nie męczącym chociaż iście afrykańskim ( 300 km od tego lądu) i plażą uznaną za jedną z najpiękniejszych, wyróżnioną Błękitną Flagą.
Wylot z kraju, z Lublina do Heraklionu, , poprzedzony nocnymi
dronami nad tą częścią Polski, a więc zagrożony, szczęśliwie doszedł do skutku. Od tego momentu zaczęła się wakacyjna bajka…
Nie należy zrażać się tym, że z lotniska trzeba ponad dwie godziny spędzić jeszcze w autokarze. Bo o ile w nocy przejazd do wybranego hotelu niewiele pozwala zobaczyć, to już wracając w dzień ma się cudowną krajobrazowo wycieczkę przez wysokogórska Kretę z zapierającymi dech w piersiach widokami, Ze ścielącym się gdzieś daleko w dół, błękitnym morzem.
No i mamy w końcu nasz typ – hotel Almyra Beach ze spektakularną urodą! W wiosce Koutssounari, kilka kilometrów od Ierapetry, czwartego co do wielkości miasta Krety.
Nam po przekroczeniu progu recepcji, wyznaczonego bungalowu z czterema tarasami pomyślanymi jak labirynt, z piniami rozbrzmiewającymi trelem wróbli i krzy-krzyków, z wyjściem wprost do restauracji i nad basen, nigdzie już potem poza plażą, morzem, barkami i ogrodem nie chciało się już ruszać. Niczym magnes przyciągała restauracja, bo też kunszt kulinarny kreteńskich kucharzy i cukierników przeszedł nasze najśmielsze oczekiwania. W Grecji zawsze zachwycała na kuchnia. Na temat smakołyków kuchni Almyra Beach należy już poematy składać!
Ktoś zapyta, co też takiego tam jedliście? Najłatwiej odpowiedzieć- wszystko to, co tylko podniebieniu niesie prawdziwą rozkosz. Jedliśmy za dużo! No bo jak nie sięgnąć po wykwitnie smakowo frutti di mare. Ryby o egzotycznych nazwach a jeszcze bardziej egzotycznym smaku. Te wszystkie mięsiwa z bogatą gamą warzywnych dodatków, że wspomnę gicz cielącą. Dania ociekające aromatycznymi sosami, ale i wegańskie. Kilkadziesiąt znakomitych wyrobów cukierniczych. Lody. Owoce. Soki świeżo tłoczone. Itd. Itd…
Po obżarstwie porannym do obiadu, i to do woli można potem raczyć podniebienie drinkami. Tania i Nina nie dość, że mistrzowsko je przyrządzały, to jeszcze dały mi lekcję robienia wyśmienitego mohito. Dziękuję Dziewczyny za miłe chwile z Wami!!!


Nie przesadzę, jeśli powiem, że cieszyliśmy się z mężem wyróżniającą empatią nie tylko całego hotelowego personelu ( nie zapomnę tych codziennych powitań w restauracji), ale i samych wypoczywających. Cudzoziemców przede wszystkim z wytwornymi Państwem Anglikami na czele.
Nie zapomnimy też pełnego ciepłych słów pożegnania przez menadżera Nikosa Kotarodakisa i samego Szefa. Nie zapomnimy tego miejsca na ziemi! Tu tylko wpadaja w ucho odgłosy natury.
Tekst: Grażyna Hryniewska -Kalicka
Tłumaczenie: Hanna Kalicka
After last year’s cancellation of our trip to Rhodes – the reason being the wildfires – with even greater determination, but also foresight, we began in spring to look for a country with a sea that would allow for hours of swimming. As always, it was Danusia S. from Polbis Travel who proved reliable in choosing such a truly outstanding destination. All that was left for us was to pick the hotel of our dreams. Above all, with a flight from Lublin, to make the trip more comfortable.
And if Lublin airport – then Crete. It didn’t matter that we had already explored this island several times, including its so-called “appendages,” the nearby islands. This time, ITAKA opened the doors for us to southeastern Crete. A place we hadn’t been yet! To the Giannoulis Almyra Beach Hotel, set amidst the lush greenery of a well-tended garden with a tennis court and an olive grove.
The hotel – or rather, the bungalows (over 500 in total) – are perfectly blended into the space between the mountains and the Libyan Sea. With a climate that, though distinctly African (only 300 km from that continent), never feels exhausting, and with a beach considered one of the most beautiful, honored with the Blue Flag distinction.
The departure from Poland, from Lublin to Heraklion, preceded by night-time drone activity over this part of Poland and therefore threatened, fortunately went smoothly. From that moment on, the holiday fairy tale began…
One should not be discouraged by the fact that from the airport there are still over two hours to spend on a coach. Because while at night the transfer to the chosen hotel allows you to see little, the return in daylight offers a wonderful scenic journey through Crete’s high mountains, with breathtaking views and the blue sea lying far below.
And finally, here was our choice – the Almyra Beach Hotel, with its spectacular beauty! Located in the village of Koutsounari, just a few kilometers from Ierapetra, Crete’s fourth-largest city.
Once we stepped through the reception, into our assigned bungalow – with four terraces laid out like a labyrinth, with pines echoing with the chirping of sparrows and the cries of cicadas, and with direct access to the restaurant and the pool – we no longer wanted to go anywhere, except to the beach, the sea, the bars, and the garden. The restaurant drew us like a magnet, for the culinary artistry of the Cretan chefs and pastry chefs exceeded our boldest expectations. Greek cuisine has always enchanted us. But the delicacies at Almyra Beach truly deserve poetry written in their honor!
Someone might ask: what exactly did you eat there? The easiest answer – everything that brings true delight to the palate. We ate too much! For how could one resist exquisitely flavored frutti di mare? Fish with exotic names and even more exotic tastes. All those meats with a rich variety of vegetable sides, not to mention the veal shank. Dishes dripping with aromatic sauces, but also plenty of vegan options. Dozens of superb desserts. Ice creams. Fruits. Freshly squeezed juices. And so on, and so on…
After the morning feast until lunch, one could continue to indulge with drinks. Tania and Nina not only prepared them masterfully but also gave me a lesson in making an excellent mojito. Thank you, Girls, for those lovely moments with you!!!
I won’t exaggerate if I say that my husband and I felt a special empathy not only from the entire hotel staff (I will never forget those daily greetings at the restaurant), but also from the fellow vacationers. Foreigners above all – with the distinguished English guests leading the way.
We will also never forget the warm farewell words from the manager, Nikos Kotarodakis, and from the Head himself. We will never forget this place on earth!