„Van Gogh” w kobiecej odsłonie „Van Gogh” w kobiecej odsłonie

Ewa Wójcik_baner

Gdy po raz pierwszy w 1987 r. sięgnęłam po pędzle i farby, nie przypuszczałam, że malarstwo stanie się dla mnie pasją. W malarstwie, najbardziej interesuje mnie kolor i światło, spontaniczność i ulotność”.

Tyle można było przeczytać w przedmowie do folderu jubileuszowej wystawy malarstwa lublinianki, Ewy Wójcik. Wystawy wieńczącej 25-lecie jej pracy twórczej, a dedykowanej – nieżyjącej Mamie. Jak artystka publicznie 17 bm. na wernisażu w Galerii Sztuki Domu Kultury LSM wyznała, to jej talent stał się dla niej inspiracją. Bodźcem do realizowania największej życiowej pasji.

Co nie udało się jej utalentowanej mamie, udało się p. Ewie. Mogę użyć tego familiarnego zwrotu, bo znamy się już wiele lat. To ja odnotowywałam jej pierwsze artystyczne sukcesy. Potem była mała przerwa w kontaktach.

Od 1988 r. czyli od momentu zaistnienia w Towarzystwie Sztuk Pięknych w Lublinie, w Ognisku Plastycznym prowadzonym przez Tomasza Świerbutowicza, doskonaliła wrodzone umiejętności malarskie i zarazem tzw. warsztat pozwalające jej na przelewanie na płótno piękna otaczającej natury, świata roślin i ludzkiego.

O wartości malowanych przez Ewę obrazów najlepiej świadczy fakt przyjęcia jej w 2011 r. w poczet członków Związku Polskich Artystów Plastyków. W międzyczasie brała udział w wielu wystawach i plenerach. Nie tylko krajowych. Nie tylko zbiorowych. Zdobywała nagrody, że wspomnę III miejsce (1998 r.) na konkursie TPSP – „Chrońmy piekno polskiej ziemi”. Za obraz „Ogród”.

Kto nie zna Ewy bliżej (poza jej malarstwem) nie wie o innych talentach artystki. Ewa komponuje i gra na fortepianie. Od dwóch lat pisze wiersze. Wierszem poświęconym Mamie otworzyła ostatni wernisaż. Cytuję z niego kilka wierszy:

Mojej Mamie

Malarka zostać pragnęłaś

Polonistykę – rzuciłaś.

A ja studiów nie rzuciłam

Politechnikę ukończyłam

I szczęśliwą malarką zostałam…

To szczęście emanuje z twarzy Ewy Wójcik. Czuje się spełniona. Zauważona. O tym przekonała wszystkich gości wernisażu. Ewę Wójcik obsypano kwiatami i ciepłymi słowami. Spontanicznie zaśpiewano jej sto lat, gdy tylko zwolniła miejsce przy pianinie, na którego klawiszach zagrała znany przebój Violetty Villas- Mamo. Potem grała jeszcze kilka innych przebojów, by zakończyć ten nie planowany popis pianistyczny- Dziś do Ciebie przyjść nie mogę…

Do Ewy Wójcik na jej wernisaż, przyszło przeszło 100 osób. Teraz, jak mniemam, przychodzić będą dalsze już do Galerii DK LSM, by obejrzeć plon 25-letniej jej pracy artystycznej.

Kto obrazy olejne p. Ewy znał wcześniej, jestem tego pewna, dozna teraz ( tak jak ja) estetycznego szoku. Ewa Wójcik jawi się jakby w nowej odsłonie. Obecnie zdaje się być kobiecym wcieleniem postimpresjonistycznego, holenderskiego malarza, powszechnie sławionego Van Gogha. Nie tylko poprzez kojarzące się wyłącznie z tym malarzem Słoneczniki jej pędzla. Również poprzez pejzaże, portrety. Ich żywą kolorystykę i emocjonalność. Fakturę farb jakby zapożyczoną z żorżety, jak bardzo trafnie określiła ją obecna na wystawie była dyrektor DK LSM, p. Ada Wójcik.

Aktualny dyrektor DK LSM, Andrzej Zdunek, który wernisaż Ewy Wócik otworzył, gorąco teraz wszystkich, którzy w tym spotkaniu nie mogli uczestniczyć zaprasza na Wallenroda 4 a. Da to okazję poznania dojrzałej twórczo lubelskiej artystki malarki.

Grażyna Hryniewska

Ewa Wójcik 01

Ewa Wójcik 02

Ewa Wójcik 03

Ewa Wójcik 04

Ewa Wójcik 05

Ewa Wójcik 06

Ewa Wójcik 07